Seria wydawnicza „Przywrócić Pamięć” ma przybliżyć współczesnemu społeczeństwu publikacje założycieli ruchu skautowego, twórców rozwoju idei i metodyki harcerskiej z lat 1911–1939.Reprint wydania z 1913 r.: WYWIADOWCYZakończenieI tak schodził nam czas w obozie na ćwiczeniach, zabawach i nauce, przyczem z zapałem uczyliśmy się tego, jak zostać ludźmi pożytecznymi. Węzły, wiążące kółko nasze, z dniem każdym zacieśniały się coraz bardziej, tak, że stanowiliśmy jakby jednolitą rodzinę. Kłopoty i zmartwienia jednego były niemi i dla wszystkich; uciechy i radości — również przez wszystkich były dzielone.Zbliżała się jesień. Nadchodził czas zwinięcia obozu, przeniesienia się do miasta, gdzie i lekcje w szkołach się rozpoczynały.Jedna rzecz tylko nas kłopotała: nie mieliśmy odpowiedniego lokalu na prowadzenie ćwiczeń i odbywanie zebrań zimą.Lecz i tym razem Dick znalazł radę.— Urządzimy znów przedstawienie — rzekł nam — i zbierzemy sobie fundusz na wynajem.Przyklasnęliśmy z zapałem temu projektowi i zabraliśmy się natychmiast do obmyślenia przedstawienia. Czasu mieliśmy dosyć, mogliśmy też przygotować je wyśmienicie, oraz opracować program jak należy.Na miejsce przedstawienia obraliśmy plac znacznie większy, ażeby duża ilość widzów mogła w nim przyjąć udział.Ruch zawrzał w naszem miasteczku, gdyśmy zaczęli sprzedawać bilety. Kupowano je chętnie, bo każdy chciał być na przedstawieniu, a i naddatki sypały się obficie.W dniu też przeznaczonym, plac, na którym miało się odbyć przedstawienie, wyglądał jak wielka kwiecista łąka, usiana różnobarwnym tłumem.Gdy nadszedł czas, oznaczony w programach, Dick wystrzałem z pistoletu dał znak rozpoczęcia.Wkroczyliśmy więc na zaimprowizowaną scenę i w ordynku przemaszerowaliśmy przez nią, hucznemi powitani oklaskami.Rozpoczęliśmy potem ćwiczenia gimnastyczne, zakładaliśmy obóz wzorowy, i obrazowaliśmy różne nasze zajęcia.Po ćwiczeniach przystąpiliśmy do gier. A że przez teren przedstawienia naszego przepływała rzeczka, więc rozpoczęliśmy gry od „polowania na wieloryba”.Dwa plutony nasze zajęły miejsce w dwóch łódkach, przez nas zrobionych, i ulokowane zostały w znacznej odległości jedna od drugiej.Wtedy Dick wrzucił do wody, pośrodku, między niemi, wyciosaną w kształt wieloryba kłodę drzewa i dał sygnał. Obydwie łodzie, w których dowódcy byli sternikami, a kaprale harpunerami, reszta zaś plutonu wioślarzami, skierowały się w stronę wieloryba: każdy z nich usiłował wyprzedzić innych i stanąć przy wielorybie. Harpuner łódki, który przybył pierwszy na miejsca, rzuca swój harpun na sznurze w wieloryba i łódka zaraz zawraca, kierując się do poprzedniego swego stanowiska i ciągnąc za sobą swą zdobycz. Harpuner drugiej łodzi również stara się wbić swój harpun w wieloryba. Jeżeli mu się to uda, obydwie załogi zaczynają ciągnąć w swoje strony, dopóki nareszcie jedna z nich nie przemoże i nie przyciągnie wieloryba, a nierzadko razem i łódki nieprzyjacielskiej, do swej kryjówki.Najważniejszym warunkiem powodzenia w tej grze — zupełne milczenie i uwaga na rozkazy dowódcy.Zwyciężyła łódź nasza i przy pełnych tryumfu okrzykach przyciągnęła wieloryba wraz z łodzią do swego stanowiska.Przystąpiliśmy wnet potem do drugiej gry: „Ekspedycji w Afryce Środkowej”.Każdy z nas niósł z sobą swe manatki i żywność w zawiniątku na głowie. Szliśmy gęsiego za przewodnikiem, który szedł naprzód i odszukiwał drogę. Przyczem budowaliśmy mosty przez strumienie, zbijaliśmy tratwy i t. p., rozkładaliśmy obóz, gotowaliśmy jedzenie, robiliśmy znaki na drzewach, jednem słowem zachowywaliśmy się tak, jakbyśmy naprawdę odbywali tę wyprawę.