Jesienne Ekwinokcjum tegoż dziwnego roku przyniosło rozmaite znaki na niebie i ziemi, które jakoweś klęski niechybnie zwiastowały.
Tuż przed północą zerwała się straszliwa zawierucha, zadął potępieńczy wicher, a pędzone po niebie chmury przybrały fantastyczne kształty, wśród których najczęściej powtarzały się sylwetki galopujących koni i jednorożców. Lelki dzikimi głosami wyśpiewywały konajączkę, zaskowyczała beann`shie, zwiastunka rychłej i gwałtownej śmierci. A gdy przecwałował Dziki Gon i rozwiały się chmury, ludzie zobaczyli księżyc - malejący, jak zwykle w czas Zrównania.
Ale tej nocy księżyc miał barwę krwi.