Młody dowódca spojrzał chłopcu w oczy i jak starszy brat potrząsnął jego ramieniem.- Ty musisz doręczyć przesyłkę. Tym sposobem ratujesz i Abryczyńskiego, jeśli żyje i nas wszystkich całe miasto... i wiele więcej niż miasto. O żebyś ty chłopcze wiedział jak wiele.- Ja to wiem panie majorze - odparł żywo Dyzio marszcząc czoło unosząc nieco głowę i z wielką powagą spoglądając w oczy swego rozmówcy.- My ratujemy cywilizację chrzescijańską.Kilka osób obecnych przy tej wymianie zdań znieruchomiało. poczęto spozierać w milczeniu to na chłopca to po sobie wzajem. Cały ów krajobraz walczącego miasta frontowej rzeki i jej brzegów nabrał w pojęciu tych ludzi innego wymiaru - jakby nie swojskiego już tylko i bardzo tutejszego lecz jakiegoś wielkiego nieogarnionego wręcz ponad przestrzenią i czasem.- Ach skoro tak... to cóż wszystko jasne... Ruszaj druhu.- Młody major zamieszał się nieco zrozumiawszy, że jego przydługa mowa kierowania do tego chłopca była raczej zbędna.