"W chwili śmierci Andrzej Bobkowski miał 48 lat. Zaledwie 48 lat. Zaledwie, bo przecież był wielką nadzieją polskiej literatury. Bo był jednym z największych piewców urody życia. Mało było w polskiej literaturze XX wieku tak namiętnych witalistów, wyznawców zasady primum vivere, zbuntowanych przeciw ideologiom śmierci, filozofiom - jak powiedziałby Irzykowski - rafy koralowej, każącym podporządkować szczęście jednostki interesom kolektywu. Niewielu też naszych pisarzy potrafiło tak czule reagować na piękno świata i tak cieszyć się chwilą - nawet w czasie najbardziej marnym. A raczej wbrew niemu. [...]" (Fragmenty książki)