„Salon wyglądał jak ogromne akwarium… Plastikowe roślinki i jak ryby poruszający się sprzedawcy. Klienci kręcili się koło samochodów. … Wreszcie usłyszałem… -Podnosisz? -Podnoszę co…? -Nie wygłupiaj się. Przecież widzę, że szarpiesz ciężary. Mokra koszula dokładnie oblepiała ciało, nie dało się ukryć. -Podnoszę, bo co? -Jak to jest, że ja z podłogi do pasa podnoszę ponad sto kilo, a dalej, na klatę nie potrafię… -Może nie podnosisz nogami? -Nogami? Podnosi się rękami… Jose, przynieś miotłę… Wcisnął mi do ręki trzonek długiej miotły… -No, jak to jest z nogami? Zrobiłem przysiad i z prostymi, dokładnie prostymi ramionami, trzymając miotłę wskoczyłem pod nią… Oczywiście wylądowała mi na klatce piersiowej. -Aha, tak to jest! Poprawiłem mu pozycję mówiąc, że ma mieć tylko proste plecy, lae z dolnej części – lędźwiowej zrobić niby siodełko i po prostu WSTAĆ z miotłą nie zginając łokci, bo wówczas nie nogami, ale plecami dźwignie ciężar, z którym powinien wstać z lekkim podskokiem. -Szukasz pracy? -Przyszedłem… -Możesz zaczynać od jutra. Niby koniec scenki, a była tak autentyczna, jak moje nazwisko i twoje kpiny, mój ty czytelniku… Nib, bo i sprzedawcy i klienci przestali chodzić, czekając na dalszy ciąg czegoś jak z kreskówek… Tak oto zostałem jedną z rybek w amerykańskim akwarium do robienie pieniędzy.” Fragment książki